"La la land"
"La la land" to kwintesencja wszystkiego, co kocha Hollywood. To historia marzycieli, którzy podążają za swoimi pragnieniami. Ją - poznajemy w chwili, gdy pracuje jako baristka i przygotowuje kawę dla znanej aktorki. Jego zaś - gdy gra 'do kotleta', chcąc ubierać pieniądze na swój wymarzony klub. Spotykają się w chwili największego zwątpienia, ale wielka miłość nie wybucha od razu - wręcz przeciwnie. Potrzebują kilku spotkań, by zrozumieć, że są dla siebie stworzeni.
Czy taka miłość, jak ich ma szansę przetrwać?
Czy są w stanie spełnić swoje marzenia?
Czy w drodze do celu nie dopadnie ich przygnębienie? Zwątpienie? Wzajemne pretensje?
Przez cały film kibicowałam dwójce bohaterów, nie tylko by spełnili swoje marzenia, ale i by obronili swoją miłość.
Przed pójściem do kina przeczytałam, że film ma otwarte zakończenie. Nie zgodzę się jednak z tą opinią. Moim zdaniem zakończenie jest słodko-gorzkie, z pewną wyczuwalną konkluzją - że życie to suma wyborów i tylko od nas samych zależy, jak będzie ono wyglądało.
Muzyka to zupełnie inna 'bajka'.
Film rozpoczyna się dość lekkim utworem "Another Day Of Sun", wywołujący uśmiech i wprawiający w dobry nastrój od samego początku. Ja sama, siedziałam i uśmiechałam się od ucha do ucha i po prostu chłonęłam.
W taneczny nastrój wprawił mnie John Legend z swoim "Start A Fire" - w tym momencie miałam ochotę wstać i zacząć tańczyć.
"City of Stars" - to z kolei piosenka, którą nuciłam jeszcze przez kilka dni po seansie. To utwór, który skradł wiele serc, mojego ukradł jednak tylko trochę.
Moim faworytem, melodią w której się zakochałam jest utwór, wykonywany przez Emmę Stone. "Audition (The Fools Who Dream)" to piosenka o marzeniach, pragnieniach, o tym co w życiu jest ważne. O tym, że warto jest podążać za marzeniem, które nas ukierunkowuje. I bez którego nasze życie życie było by po prostu puste.
Film 8/10
Muzyka 10/10
Aktorzy 9/10
Seans obejrzany w toruńskim Cinema City - 27/01/2017 r.
Wszystkie zdjęcia pochodzą z oficjalnej strony filmu.
Ja również nie zgodzę się, że zakończenie było otwarte. Przyznam, iż jestem jego fanką - buntowałam się przeciwko niemu, ale jednocześnie cieszyłam, iż zdecydowano się na takie rozwiązanie zamiast typowego i przewidywalnego końca :) Okazało się ono nawet dla mnie inspiracją :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Hope z Opowiem Ci bajkę
PS Świetny blog :)